Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/77

Ta strona została przepisana.

I srebrnooki księżyc i gaj cicho szumiący,
I wszystko, cośmy kiedy w tem życiu ukochali,
Mogło sercem za serce równą miarą odpłacić
 Ale nieba, morze i bzu wonnego kwiecie,
I róże i ty pani... ach! nikt nie tęskni za mną!“

Wyobraźnia poety snuła dalej, coraz to nowe obrazy... myślą wspomina skromny, zaciszny swój pokoik, w którym każdego ranka z radością w sercu podejmował przerwaną poprzedniego dnia pracę. Stosownie do rady Klaudyusza a bardziej jeszcze wskutek dziecinnej chęci naśladowania wielkich ludzi — chęci stanowiącej śmieszną, lecz charakterystyczną właściwość początkujących autorów — urządził on swe życie na wzór nieśmiertelnego Balzaka.
Kładł się zwykle przed ósmą wieczór, w stawał o czwartej rano. Ubrawszy się rozpalał ogień na kominku, zapałał lampę i gotował kawę na spirytusowej maszynce, którą troskliwa siostra własnoręcznie przynosiła mu zwykle z wieczora, aby bez wielkiego trudu mógł sporządzić sobie śniadanie.
Ogień buchał z kominka, lampa płonęła jasnem światłem, woń podniecającego napoju rozchodziła się po pokoju, a Ireneusz, rzuciwszy pełne czci spojrzenie na wiszącą