Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/79

Ta strona została przepisana.

— Oto autor!...
— Gdzie?...
— Stoi okok hrabiny... Taki młody!... Czy pani go zna?... Bardzo przystojny chłopiec... Dlaczego nosi tak długie włosy... Prawdziwa głowa artysty... Zdaje mi się, że można mieć talent a przecież czesać się tak jak wszyscy... Z tem wszystkiem stworzył prawdziwe arcydzieło... Znakomita sztuka!... Znakomita... Znakomita?... Kto go wprowadził do hrabiny?... Klaudyusz Larcher... Biedny Klaudyusz! Zdawał się pożerać Colettę oczyma... Prędzej lub później dojdzie do pojedynku między nim a panem Salvaney... Tem lepiej, odświeżą sobie krew...
Oto niektóre z niezliczonej ilości zdań, podchwytywanych przez Ireneusza z właściwą autorom bystrością słuchu. Zanim młody poeta zdołał ochłonąć z pierwszego wrażenia, jedna z pań przemocą prawie odwołała go od hrabiny i obsypywała pochwałami, których słuchając, rumienił się i schylał głowę ku ziemi, jakby pod ciosami maczugi. Była to pięćdziesięcioletnia, wysoka i bardzo chuda kobieta, wdowa po panu de Sermoises, o którym miawiała teraz:
— Mój najukochańszy.
A który za życia był przedmiotem ogólnego pośmiewiska, dzięki postępowaniu swej dozgonnej towarzyszki. Zmuszona z wie-