mu po raz trzeci w życiu groziła ruina majątkowa, pana de Crucé, namiętnego zbieracza starożytności, pana de San Globbe, dzielnego myśliwego i kilku magnatów rosyjskich.
Nazwiska te po większej części znanemi już były dawniej młodemu poecie, który z dziecinną ciekawością wczytywał się nieraz w owe sprawozdania z zabaw wielkoświatowych, jakie dzienniki miejskie zamieszczać zwykły — ku większemu zbudowaniu ubogich ludzi, pałających chęcią życia nad stan. Od lat dziecinnych niemal, Ireneusz zabiegał myślą w te sfery nacechowane kosmopolityzmem, bogate raczej niż dystyngowane, które nadają ton zabawom i rozrywkom w stolicy — a pojęcie, jakie sobie o nich wytworzył, było tak czarujące, lecz tak do gruntu fałszywe, że obecnie, gdy marzenia jego urzeczywistnionemu zostały, czuł się szczęśliwym i zawiedzionym zarazem.
Wiejąca w tym salonie atmosfera kłamstwa i obłudy oburzała go a przeież łechtała tak miłe jego miłość własną! Spotykał zwrócone ku sobie uśmiechy ust tak ponętnych!... spojrzenie zachwytu w tak pięknych oczach!... Rozpromieniony dumą, czuł się przecież coraz więcej onieśmielonym a czcze, banalne pochwały przejmowały go mimo woli bolesnem rozczarowaniem. Jeżeli artyści
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/84
Ta strona została przepisana.