gości w salonach zmniejszyła się znacznie.
Zostało zaledwie trzydzieści osób, zaproszonych przez hrabinę na kolacyę, do której teraz pierwsza dała hasło, podawszy rękę najdostojniejszemu ze swych gości, młodemu ambasadorowi, używającemu wielkiej wziętości w arystokratycznych sferach stolicy.
Goście stanęli parami, podążając za hrabiną do sali jadalnej, urządzonej na pierwszem piętrze. Przeszedłszy schody ozdobione bronzami i przepysznemi rzeźbami, przywiezionemu z Włoch, weszli do obszernej galeryi, która przypominała salon, przepychem urządzenia a buduar fantazyjnością znajdujących się w niej sprzętów. Po środku galeryi, stanowiącej salę jadalną, stał długi stół, przystrojony kwiatami i owocami i uginający się pod ciężarem sreber i kryształów. Około każdego talerza paliła się świeca, ukryta w różowej, szklannej kuli Nowość ta, z Angli sprowadzona, wywołała podziw gości, którzy śmiejąc się i rozmawiając, zajęli miejsca przy stole.
Zakłopotany Ireneusz nie wiedzieł sam kiedy wszedł do sali jadalnej i usiadł między wicehrabią de Breves a ową ładną blondynką w czerwonej sukni, którą wchodząc do tego domu, spotkał w przedpokoju i o której nazwisku wiedział już od Klaudyusza.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/88
Ta strona została przepisana.