poetą a zatem patrzył innemi oczyma niż lekarz lub filozof. Zamiast badać analitycznie, tonął z zachwytem w jej twarzy. Nie był on w stanie zdać sobie sprawy ze swych uczuć, nie wiedział nawet, że w ciągu tego wieczoru uległ magnetycznemu czarowi, jakim pociągała ta kobieta, około której unosił się silny lecz delikatny i wytworny zapach. Od pierwszych lat swej młodości, Ireneusz, jak o nieodrodny syn Apolina, namiętnie lubił perfumy; z rozkoszą więc oddychał wonią białego heliotropu, która mu przypominała wiersz, napisany niegdyś, w chwili rozpaczliwej tęsknoty za wymarzonem przez siebie uczuciem:
„Kwiat heliotropu opowie w wieczornej ciszy.
Dzieje pocałunków, których nie dałaś mi nigdy“.
I znów odezwało się w sercu jego pragnienie, z którego spowiadał się Klaudyuszowi w powozie — pragnienie pozyskania miłości kobiety podobnej do tej, której srebrzysty śmiech dochodził teraz do uszu jego. Ach! jakże cudownie roił, czując, że rzeczywistość zada kłam tym marzeniom! Za chwilę przecież wszyscy wstaną od stołu, a on nie powie ani słowa do tej anielskiej istoty, od której czuł się tak oddalonym, jakgdyby setki mil oddzielały ich od siebie.