Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/96

Ta strona została przepisana.

zamiar, powiedziawszy sobie, że uczucia moje nic pana obchodzić nie mogą... Wreszcie szczęśliwy zbieg okoliczności zbliżył nas do siebie... Ale pomimo doznanego tryumfu, nie widać na twarzy pańskiej radości, czy to pana męczy? — mówiła z gorącem współczuciem.
— O! gdyby pani wiedziała... — zawołał młody człowiek, obezwładniony niewidzialnemi pętami, jakiemi skrępowały go już piękne oczy czarodziejki — posądziłaby mnie pani o niewdzięczność... Wszystkie te panie okazały się dla mnie bardzo łaskawe i pobłażliwe a jednak sam nie wiem czemu — ich pochwały lodem mroziły mi serce.
— Dlatego też odemnie nie słyszałeś ich pan — odparła pani Moraines i zmieniając temat rozmowy, jakby od niechcenia: pan zapewne nie dużo bywałeś w świecie? — spytała.
— Życie towarzyskie było mi dotąd zupełnie obcem — przyznał Ireneusz z prostotą, stanowiącą największy jego urok — wydaje się to pani dziwnem zapewne — mówił dalej, spostrzegłszy wyraz ciekawości i niedowierzania w spojrzeniu swej towarzyszki — a jednak dziś po raz pierwszy znajduję się w liczniejszem gronie... dotąd znałem świat jedynie z opisów naszych powieściopisarzy... Widzi pani, jestem dzikim człowiekiem...