Ta energia człowieka, rządzącego się ścisłą logiką, pociągała w tej chwili Jana. A jednak serce jego zamknęło się w sobie i zamiast wzruszenia, doznał przykrego uczucia zakłopotania, nagle, jak to zwykle bywa u ludzi wrażliwych. Dość mu było jednego spojrzenia, jednego uścisku dłoni przyjaciela, samego dźwięku jego głosu. Chłód Crémieux-Daxa był w rażącem przeciwieństwie ze wzruszeniem, które sprowadziło tu Jana. Był zresztą zupełnie usprawiedliwiony. Ale Jan nie mógł zrozumieć powodu. Syn profesora miał w swoim charakterze jeden rys znamienny ludzi, pochodzących z gminu: nie umiał utrzymywać stałych stosunków. Z przyjaciółmi rządził się wrażeniem chwili, nie zdając sobie z tego sprawy. Ze wszystkich wykroczeń przeciw dobremu tonowi jest to może najmniej szkodliwe dla drugich, ale najniebezpieczniejsze dla tego, kto go się dopuszcza. „Ten, kto został zapomniany, nie przebacza nigdy” — powiedział jeden z moralistów. Od kilku miesięcy Jan nie był ani razu na obiedzie w restauracyi „Z. T.”, gdy przedtem jadał tam co drugi dzień. Zapomniał o tem przewinieniu względem kolegi którego obejście zdradzało wyraźną urazę. W zwykłym stanie rzeczy byłoby to mocno obeszło Jana, jako objaw podejrzliwej, instynktowej nieufności, zrozumiałej u potomków rasy, będącej od tak dawna przedmiotem nienawiści. Ale dziś miał on tak rozstrojone nerwy, że najmniejszy nawet zawód musiał wytrącić je z równowagi. Odrzekł więc — sam
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/112
Ta strona została przepisana.