Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Związku, wrotami otwartemi do ucieczki: dla innych. Ale przywidziało mi się. Zostajesz z nami. Nie mówmy więcej o tem, i raz jeszcze proszę, przebacz mi. Pomówimy teraz o dzisiejszych rozprawach... Zaraz wrócę...
Wstał pod pozorem odniesienia pustego talerza, a rzeczywiście dlatego, żeby przerwać rozmowę. Z wielu oznak zgadywał, że przyjacielowi nie podobało się to towarzystwo, które Salomon założył i które było treścią jego życia. Lękał się nadejścia Jana. Zmusił go więc do wypowiedzenia swych zamiarów. Jam widocznie postanowił nadal pozostać w Związku, kiedy się interesował losami wykładu księdza. Na tych danych pozytywnych opierał się Crémieux-Dax, liczący się z faktami, jako syn człowieka, prowadzącego rozległe interesa, choć sam przez niewytłómaczone prawo kontraktu, oddał się na usługi socyalizmu. Jan rozumiał dobrze tę właściwość umysłu przyjaciela i pewny był, że idąc za głosem praktyczności, nie poruszy on już żadnego z drażliwych punktów, niewymagających natychmiastowego wyjaśnienia. Ale Jan miał teraz dowód, że proces, odbywający się w jego mózgu, nie uszedł zazdrosnej czynności Crémieux-Daxa, którą rozciągał on nad wszystkimi swym współpracownikami, a szczególnie nad Janem, bo o niego dbał najwięcej. Zresztą Jan czuł, że upoważnił go poniekąd do tego, przystępując do dzieła, o którem inicyator wyrażał się z tak niezachwianem przekonaniem; gdy tymczasem syn profesora nie wkładał w tę pracę całego serca, uważając ją tylko