za filantropijny eksperyment, podtrzymujący pozory jego jednomyślności z ojcem. I w tym razie znów okazał słabość i chwiejność, tę słabość, nad którą sam tak cierpiał, a która wynikała z powodów głębszych, złączonych z jego rozwojem duchowym. I znów uczuł wyraźnie, że jest ofiarą tej niemożności wypowiedzenia się jasno, po męzku, prosto i stanowczo. Był on jak drzewo gnące się od wiatru dlatego, że ma za mało gruntu do zapuszczenia korzeni.
W stosunkach „Jana z „Z.-T.”, jak we wszystkich innych, brak właściwego środowiska wpływał na chwiejność charakteru, i teraz, patrząc na siedzącego przed nim Crémieux-Daxa, zastanawiał się nad konsekwencyą jego postępowania, wypływającą z jego pochodzenia, postępowania energicznego i zdającego sobie jasno sprawę, do czego dąży. Jego ogniste oczy, rozweselone teraz, śmiały się w tej twarzy o typie arabskim, z błahego wprawdzie powodu, ale w oczach agitatora nic nie jest błahem, co pomaga do jego celów.
— Zażądałem sałaty z kalafiorów. Była wypisana w spisie potraw. Zabrakło. Robią tu zawsze czterdzieści porcyj każdej potrawy. Teraz jest ósma. To dowód, że od szóstej, o której otwieramy restauracyę, wydaliśmy conajmniej czterdzieści obiadów. W sierpniu, jak pewnie to sobie przypominasz, wydawaliśmy piętnaście. Dwadzieścia pięć więcej w ciągu trzech miesięcy — to postęp! A prócz tego cieszy mnie, gdy jakaś potrawa ma powodzenie. Kucharz dobiera jak może, ażeby kamraci znaleźli tutaj
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/117
Ta strona została przepisana.