nemi, gdy się chce z nich uczynić podstawę życia: pojęciem bezwzględnej sprawiedliwości i powszechnego. szczęścia. Dobro, jakie Crémieux-Dax i jemu podobni świadczyli tym ludziom, umoralniając ich życie, było miczem w porównaniu ze złem, jakie wynikało z tych doktryn, zbudowanych na fałszywej podstawie... I nagłe myśl Jana przeniosła się z sali, pełnej ludzi stroskanych i tchnących nienawiścią, do pracowni na ulicy Tournon. Ujrzał pana Ferrand, na którego szlachetnej twarzy jaśniała pogoda, i usłyszał jego słowa:
— Każda moralna doktryna nowsza od ludzkości jest błędem. Bo ludzkość nie jest sztucznym utworem człowieka, ale zjawiskiem naturalnem, rządzącem się prawami, które powinniśmy uznać, by się im poddać. Takiemi prawami, uznanemi przez wieki, są nierówność losu i kolei. Człowiek ma jednocześnie dwa pożądania, uznane także oddawna: sprawiedliwość i szczęście. Rewolucya nie chciała uznać tamtych praw i dlatego to, co zbudowała, niema w sobie żywotności. Pogaństwo nie uznawało ich również i musiało upaść. Tylko chrystyanizm tłómaczy i nierówność — i ból. Uznaje on hierarchię i umie pocieszać. Każda robota społeczna, prowadzona bez podstaw chrześciańskich, sieje pozornie miłość, a zbiera bunt, sieje ukojenie, a zbiera nienawiść. „Tylko chrześcianin potrafi przyjść z pomocą ubogiemu, nie upokarzając go i nie kłamiąc, dlatego, że zamiast mówić mu: „jesteś — albo będziesz równym mu” — powiada: „jestem twoim bliźnim”. Mądre te słowa nieraz odzywały się we wspomnieniu Jana podczas jego bytności w „Z.-T.” i odezwały się także teraz. — Odczy-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/119
Ta strona została przepisana.