chę wytchnienia wśród dobrobytu i szczęścia wystarczyłoby temu młodzieńcowi do rozkwitu.
Czy nadejdzie jednak kiedy ta chwila wytchnienia? Czy los da mu ten promień szczęścia, którego potrzebował tak bardzo? Smutne zwątpienie co do swego losu znać było w zarysie ust, wyrażających jednocześnie zapał i gorycz, silną wolę i zniechęcenie.
Jan Monneron kończył lat dwadzieścia pięć. Jest to wiek, w którym te przeciwieństwa godzą się zupełnie. Dusza młodzieńca zraniła się już zetknięciem z rzeczywistością o tyle, żeby zrozumieć, że świat ten jest, jak powiedział mędrzec, „brutalnością,” a za mało jeszcze, żeby zniweczyć kwiat urodzonej delikatności. Poczucie własnej siły budzi się — i młodzieniec drży w obec nieodwołalności powziętych postanowień. Czuje on, że jego przyszłość szczęśliwa lub nieszczęśliwa zależy od tego, na którą linię relsów los swój skieruje — jeżeli użyjemy porównania bardzo nowożytnego.
Wahanie co do wyboru karyery lub przekonań może przybrać w tej epoce życia charakter niemal tragiczny, a cóż dopiero jeżeli idzie tu nietylko o kwestye sumienia, ale i o sprawy sercowe? Prosty opis położenia, w jakiem był Jan, wystarczy, by zrozumieć burzę, miotającą jego duszą w chwili, gdy wzrokiem szalonego niepokoju wpatrywał się w bramę ogrodu położoną naprzeciw.
Kochał on młodą panię. Domyślał się, że jest
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/12
Ta strona została przepisana.