tywał napis na ścianie: „W imię przyszłej ludzkości uświadomionej”... I czuł niedorzeczną napuszoność tej deklamacyjnej formuły... Ludzkość? Co za abstrakcya! Przyszłość? Druga abstrakcya! Uświadomiona? W jakim kierunku? Kiedy najlepsza cząstka naszej istności, najbogatsza, najpłodniejsza, jest właśnie tem czemś nieokreślonem — odziedziczonem — i nie dającem się w zupełności uświadomić?... I młodzieniec wyobrażał sobie tensam krucyfiks, który stał na biurku Ferranda, zawieszony tu na ścianie, zamiast tych wyrazów bez sensu... Jakież światło rozjaśniłoby te dusze? Jaki spokój osiadłby na tych twarzach! A wtedy Jan nie miałby prawa pytać: „Do czego to prowadzi?”, patrząc na szlachetną działalność przyjaciela! Ale krucyfiksu nie było na ścianie, dusze tych ludzi pełne były mroku, a twarze nienawiści. I on sam nie był przy boku Ferranda, w promieniach jego potężnego umysłu, wsłuchany w słowa, które jego zmarli przodkowie — wszyscy pełni wiary — przesyłali mu przez usta nauczyciela. Siedział przy jednym stole z nieubłaganym wrogiem zasad głoszonych przez Ferranda, uczestnicząc w robocie, jaką ten człowiek obcej rasy prowadził przeciwko duchowi jego narodu, a ten obcy był jego najdroższym przyjacielem lat młodzieńczych, wielbionym i kochanym za wzniosłe strony charakteru! I przysłuchiwał się jego programowi posiedzenia Związku, które miało się wkrótce rozpocząć:
— Bardzo wielką wagę przywiązuję do tego, żeby ksiądz Canut mógł mieć ten wykład u nas — mówił Crémieux-Dax,. — Przychodząc dysputować z nami, otwiera on drogę do krytycyzmu, a tam już my bę-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/120
Ta strona została przepisana.