Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/14

Ta strona została przepisana.

Tournon, gdzie mieszkali, będą przechodzili przez ogród Luksemburski, przez który droga ich będzie prowadziła ku bramie w rogu. 1 dlatego Jan Monneron siedział tam już od godziny, dręczony niecierpliwością, miotany rozpaczą, powtarzając sobie, że niedorzecznością jest oczekiwać pojawienia się tej, której mu nie wolno zaślubić — przekonywając się, że nie może — że nie powinien jej zaślubić pod warunkiem, postawionym przez ojca.
Powtarzał sobie, że powinien pragnąć, ażeby Brygida nie była dziś na cmentarzu, lub żeby powróciła inną drogą, a za ukazaniem się każdej postaci kobiecej myślał z gwałtownem biciem serca:
— To ona — albo: — To nie ona.
Wszystko, co go otaczało, harmonizowało z głębokim smutkiem, który go ogarniał coraz więcej w miarę, jak czas upływał. Niebo było pochmurne, jakby zasnute śniegiem, z ciężkiemi, czarnemi chmumi, sunącemi na tle szarawem, a gnanemi ostrym wiatrem. Ten wiatr obrywał z platanów całe tumany pożółkłych liści, rozsypując je po trawnikach, spalonych przez letnie upały i zwarzonych przez wczesne przymrozki. Geranie, obrzeżające kwietniki, kołysały na wietrze ostatnie swoje kwiaty, jeszcze szkarłatne, ale pozwijane, przywiędłe. Świegocące wróble, którym delikatne piórka wiatr najeżał, biły się o kilka kroków od siedzącego Jana o okruchy bułki, rozsypane przez bawiące się dziecko.
Jan widział tylko przechodniów, idących szyb-