Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/143

Ta strona została przepisana.

A choćby nawet większość zgodziła się na jego wykład, zażądałbym, żeby mu postawiono za warunek zdjęcie sutanny...
I rozwinął, wychodząc z tego założenia, krytyczny wykład, echa dawnych romantyczych rowolucyonistów, o szpetności świata chrześcijańskiego, zakończony tyradą o wspaniałościach przemysłowego świata. Koledzy znali już te jego fotograficzne zdjęcia, wysławiające piękno maszyn i dworców kolejowych, malowniczość afiszów i t. p. Nie oszczędził im żadnego szczegółu, a zakończył upomnieniem:
— Pamiętajcie, że jesteśmy tu nietylko po to, ażeby pracować nad zwycięztwem Prawdy, ale i Piękna!
— Mnie tam nie ziębi, ani grzeje brzydota mycki, którą nakrywa głowę Chanut — odezwał się sąsiad Maryusza Pons — ale powiem wam, o co mi chodzi... Zanotowałem tu sobie parę myśli... Nie jestem mówcą — wiadomo...
Był to robotnik elektrotechnik, nazwiskiem Boisselot, człowiek niezwykłej energii, wykształcił się sam, oszczędzając na obiadach, żeby módz kupować książki, ujmując sobie godzin snu, żeby módz je czytać. Było w nim rozczulające pragnienie światła, które okrutnem szyderstwem losu zrobiło z tego samouka cudownego bazgracza. Śmieszność jego metator, które uważał za efekty stylowe, pretensyonalność wyrażeń, któremi przetykał swe zdania, obok wyrażeń żargonowych, opłakany wybór neologizmów, ton oratorski jego elukrubacyi, wszystko się składało na to, żeby utwory, jakich się dopuszczał od czasu do czasu, mogły służyć za przykład, jak pisać nie