Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/145

Ta strona została przepisana.

chrześcijańskiej, chcącej okładać krwawiące rany nędzarzy szarpiami znarkotyzowanemi, żeby ich uśpić letargiem niewolników, pozbawionych na zawsze mózgu?
Było coś prawdziwie tragicznego w dziwacznych, lecz w szczerych wysiłkach tego pierwotniaka, który pracował tyle, aby dojść do równie „srogich” wyników. Same wyrażenia medyczne, któremi szafował z błazeńską niezręcznością, świadczyły o niewyczerpanej cierpliwości, z jaką wtłaczał je w swój mózg oporny.
Gdyby ta namiętność kształcenia się została ujęta w karby i skierowana na drogę czysto specyalną, Boisselot byłby niezawodnie robotnikiem wyższego gatunku, gdy tymczasem teraz był tylko niedouczonym i spaczonym kandydatem do sfery mieszczańskiej. Ale gdzież byłaby sprawiedliwość, gdyby wszyscy uczyli się wszystkiego?
Zazwyczaj wykształceni członkowie Związku, tacy, jak Crémieux-Dax i Robetière, uznając konieczność ustępstw w interesie sprawy, przysłuchiwali się bez uśmiechu frazeologii tego umysłowego kaleki. Przebaczali mu niedostatki przez wzgląd na wytrwałość i bezinteresowność, których nieraz dawał dowody i wyprowadzali z tego wniosek, że polor naukowy, nałożony na ten mózg niewinny, popsuł go tylko.
Ale Jan nie umiał zdobyć się na równą pobłażliwość. Patrząc na tego człowieka, przekonywał się, aż nadto dosadnie o prawie, którego ojciec jego i cała rodzina padła ofiarą. Samouk zrobił na własny rachunek to samo, co dziadek, chłop z Quimtenas, uczynił był dla swego syna. Ominął jeden szczebel