Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/150

Ta strona została przepisana.

na przedmieście Ś-go Jakóba, by przepędzić wieczór w swojem kółku i ocierać się o ludzi przewyższających go wykształceniem. którzy wywierali na jego wrażliwą duszę niezwalczony urok, budząc w niej niemniej niezwalczony wstręt. A chwile, w których im stawiał czoło ten biedny introligator, były chwilami najszczęśliwszemi w jego życiu. Nigdy jeszcze od czasu utworzenia Związku nie był tak silnie wzburzony, jak w tej chwili, gdy otrzymawszy od Rumesnila głos, zwrócił się do Crémieux-Daxa:
— O ile mogłem cię zrozumieć, towarzyszu, Jeżeli wolno mi użyć uprzejmego wyrażenia Monnerona, przypuszczam, że w przyszłem społeczeństwie będzie miejsce na katolicyzm? Nie jestem uczonym człowiekiem, jestem sobie prostak. Myślałem jednak, że przyszłe społeczeństwo opierać się będzie na podstawach Rozumu i Nauki... To mnie zaniepokoiło...
— Nie mówiłem nigdy, że w przyszłem społeczeństwie będzie miejsce na katolicyzm — odrzekł Crémieux-Dax. — Starał się on zawsze, ilekroć dysputował z którymi z robotników należących do Związku, a szczególniej z drażliwym Riouffolem, odpowiadać ze słodyczą starszego brata, który pociesza młodszego.
— Mówiłem tylko — tłómaczył dalej — że w Przybytku Bezwzględnej Sprawiedliwości każdemu wolno mieć swoje przekonanie, to tylko, nic więcej...
— Każdemu będzie wolno wieć swoje przekonanie, ale nie będzie katolików? — powtórzył Riouftol — To tylko chciałem wiedzieć. Więc jeżeli mamy już teraz żyć w Przybytku Wolności 1 urzeczywistnić ideał demokracyi, nie potrzeba nam klechów, raz je szcze powtarzam... Razi cię to, Monneron?