Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Jan mie mógł powstrzymać się od ruchu zniecierpliwienia, usłyszawszy powtórnie grubiańskie wyrażenie.
— Nie brzmi to elegancko prawda! klecha... klecha... — powtórzył Riouftol — ale to wyrażenie ludowe, a ja pochodzę z ludu. Nie używają go tam w Waszych Sorbonnach i liceach, w bibliotekach, ani w laboratoryach. A jeżeli kiedy zechcą... Biada!
Przerwał, ściskając pięść groźnym gestem ten nieoświecony bałwochwalca, ciemny czciciel nauka. Trzej młodzieńcy prawdziwie wykształceni — Jan, Crémienx-Dax i Robetières — bo Rumesnil i Pons byli raczej fantastykami bawiącymi się nauką, poczuli nad swemi głowami powiew uraganu, grożącego w przyszłości przerażającemi wandalizmami. Tak, biada stuletniej pracy nad rozwojem ludzkości, jeżeli ci fanatycy bezwzględnej sprawiedliwości zetrą się z inteligencyą! Nad zgromadzeniem zawisło dziś uczucie jakiegoś tajemnego niepokoju, który po słowach Riouffola wybuchnął w namiętnych okrzykach.
— Ależ my dla was pracujemy w laboratoryach!zawołał Robetières.
— Jesteśmy poprostu waszymi delegatami wobec nauki, nie więcej — dodał Crémieux-Dax.
— Więc dlaczego chcecie nam tu narzucić tego delegata ciemnoty? — zapytał Maryusz Pons.
— Przypuśćmy, że dlatego, ażeby go oświecić? — zaczął Crémieux-Dax.
— Czy zbudowałeś taką szprycę, którąbyś nalał światła do mózgu tego klerykała? — zagadnął Boisselot.
— Przykłady najlepiej przekonywają — odparł