Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Crémieux-Dax zupełnie seryo, nie zwracając uwagi na trywialny dowcip elektrotechnika. Ja sam, który to mówię, dopiero zwiedzając settlement w Manchesterze, przypadkiem, w podróży, przekonałem się, czego przedtem nie przypuszczałem nawet, ile sfery wyższe mogą skorzystać na zetknięciu się ze sferami niższemi...
— Czy mieli oni tam w Manchesterze księży katolickich wpośród siebie? — przerwał mu Riouffol i dodał niby dobrodusznie, a z odcieniem szyderstwa, bo niefortunne wyrażenie o klasach wyższych i niższych, które się wymknęło przeciwnikowi, wytrąciło go z równowagi:
— Ja się tylko pytam, ja nie wiem! Chcę się dowiedzieć... Myśmy nigdy nie odbywali podróży. Ja sam od czasu służby wojskowej nie wyszedłem po za obręb Paryża. Nie byłem nawet w Modderfontein...
Dla silniejszego zaakcentowania tych słów introligator wpatrywał się bystro w towarzysza, wymawiając je zwolna, z naciskiem. Dla objaśnienia tej niemiłosiernej przymówki trzeba dodać, że przed kilku dniami działalność starego Crémieux-Daxa była opisana w bardzo surowym artykule jednego z wojujących dzienników. Między innemi zarzutami oskarżano go o oszukańcze spekulacye w kopalni, której nazwę wymienił był Riouffol. Przymówka była tak wyraźna, a w tem widowisku socyalistycznem tak obelżywa, że wszyscy umilkli. Wszyscy mimowolnie spojrzeli na Salomona, który zbladł straszliwie. Błysk oburzenia, wywołanego tem grubiaństwem, przemknął przez jego oczy. Opanował się jednak i twarz jego przybrała wyraz tak obojętny, jak gdyby nic nie zro-