152 okazać, że gotów jest przyjąć na siebie odpowiedzialność za swój postępek i wytłumaczyć jego powody? Nagle spostrzegł, że Rumesnil i Jan patrzą na niego. Położył dziennik na stole i spojrzał im wyzywająco w oczy.
Potem skierował się wolno ku drzwiom, prowadzącym z biblioteki do sali wykładów. Crémieux-Dax nie zwrócił uwagi na jego wyjście, jak przedtem nie uważał na obecność. Twarz jego miała wyraz takiej goryczy, pomimo wysiłku woli, że Jan nie mógł znieść tego, żeby Riouffol wyszedł nieukarany. Nie pożegnawszy się z towarzyszami, poskoczył za nim i dopędził go w przedpokoju:
— Muszę się z tobą rozmówić — powiedział, chwytając go gwałtownym ruchem za ramię, ale robotnik wyrwał mu się i odparł:
— A ja muszę wracać do domu. Jeżeli chcesz ze mną mówić, chodź! Ulica należy do wszystkich. Ale precz z łapami!
Przez chwilę stali, patrząc sobie w oczy. Ktoś wszedł. Odstąpili od siebie pod pozorem szukania kapeluszy i paltotów, a potem żeszli na dół, nie mówiąc ani słowa.
Wyszedłszy na ulicę, że nikt ich nie usłyszy i nikt im nie przerwie, Jan zaczął:
— Czy wiesz, żeś postąpił haniebnie względem Crémieux-Daxa?
— A ty czy wiesz, że wy wszyscy czterej, wy mieszczuchy, postąpiliście haniebnie względem Związku?
— Nie idzie tu o Związek! — przerwał Ja. — Idzie o obelgę, którą odważyłeś się rzucić w oczy
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/156
Ta strona została przepisana.