nieszczęśliwie ożenionego, źle postawionego w życiu, a zdecydowanego dla uchronienia się od rozpaczy nie uznawać swych błędów.
I tym razem „pocieszyciel” postanowił stanąć między ojcem a rzeczywistością. Przyłączył się do protestu, o którego bezzasadności dobrze wiedział, nawet nie znając szczegółów, obciążających Antoniego. Kochanek Anieli d’Aray nie mógł prowadzić takiego trybu życia bez uciekania się do innych sposobów zdobycia pieniędzy, oprócz jawnych swych dochodów. Pole znalezienia pieniędzy bez pracy jest ograniczone: Antoni musiał od kogoś dostawać pieniądze, albo je kraść.
Socyalista Riouffol oskarżał go o branie pieniędzy od kochanki, ale nie miał na to dowodów. Naczelnik biura oskarżał go o kradzież, a ten przecież nie był zazdrosny, ani nie był fanatykiem, jak ów krewny Monneronów. Człowiek na takiem stanowisku i takiego charakteru, jak pan Berthier, nie mówiłby bez podstawy. To niezbite rozumowanie narzucało się Janowi z niezachwianą stanowczością; ale mimo to wziął on ojca za rękę, posadził go i rzekł:
— Ależ nie! To nieprawda. To niemożliwe! Zachodzi tu jakieś nieporozumienie... Wszystko się wyjaśni po rozmowie z Antonim... Znam go. Nie byłby zdolny do popełnienia podobnego czynu. Nie dopuścił się tego...
— Prawda? — zawołał Monneron, spoglądając na Jana z niewymowną tkliwością, jak gdyby chciał
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/178
Ta strona została przepisana.