sobność poznać takich, jak Ferrand, profesorów, zamiłowanych w wyszukiwaniu młodych zdolności i talentów.
Tacy wychowawcy w wielkim stylu, odnajdując w siedemnastoletnim uczniu pierwsze zarysy przyszłej znakomitości, doznają rozkoszy, jaka bywa udziałem wynalazców i artystów. Kierować, przyśpieszać wykończenie tego szkicu, dopomagać rozwojowi tego szlachetnego kwiatu ludzkiego ducha, brać udział w cudzie, jakim jest kształtowanie się wzniosłego umysłu, jest rozkoszą mistrzów, którzy najczęściej pozostają nieznani.
Wiktor Ferrand należał właśnie do tego rodzaju ludzi, i to było źródłem jego przyjaźni dla Jana. Zanim został mianowany w liceum Henryka IV, był zastępcą profesora u Ludwika Wielkiego, gdzie młodzieniec kończył nauki.
Profesora pociągnęła ta szlachetna natura, której niedostrojenie się do rodzinnego środowiska nadawało cechę pewnej patetyczności.
Było to w tym czasie, gdy umarła żona protesora. Pozostawszy sam z młodszą córką, nie miał on może dostatecznej przezorności, jakąby miała matka co do następstw stosunku pomiędzy ulubionym uczniem a córką. A może i przywiązanie, jakie miał dla Jana, skłoniło go do zamykania oczu na rodzące się uczucie, odwzajemniane przez Brygidę, co spostrzegał z głęboką radością ojca, który marzy, aby mieć za zięcia tego właśnie wybranego przez córkę.
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/18
Ta strona została przepisana.