Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/181

Ta strona została przepisana.

brzmią mi w uszach. Niejaki pan Wincenty La Croix, amator malarz, bardzo bogaty, który jest klientem banku Nortiera, przychodzi wczoraj, we środę, dla wydania poleceń giełdowych. Przejeżdżał przez Paryż i skorzystał z tego, żeby uporządkować swoje kapitały. Zdaje się, powiedział pan Berthier, że ten pan podróżuje ciągle, zostawia kupony w banku, nie lokując w niczem swoich pieniędzy. Nawiasem mówiąc, Berthier uważa ten szczegół za bardzo ważny, zobaczysz sam dlaczego. Było pół do pierwszej. Urzędnicy, między innymi Antoni, wyszli na śniadanie. Pan La Croix żąda wykazu swoich funduszów, zanim wyda polecenie. Pan Berthier sam bierze księgę rachunków bieżących. Oblicza sumę dwudziestu trzech tysięcy franków. Pan La Croix zdziwił się. Był pewny, że ma dwadzieścia osiem tysięcy. Miał przy sobie książeczkę czekową. Pan Berthier i on zaczynają sprawdzać sumy wypisane na talonach i sumy zapisane na rachunku bieżącym, w którym bywa zanotowany czek na pięć tysięcy franków. Odpowiedni talon w książce czekowej pana La Croix pozostał im blanco. Pan La Croix widział, że przy tym talonie brak czeku. Nie przywiązywał do tego wagi. Pomyślał: „Wydarłem ten czek przez pomyłkę razem z następnym.” Parę już razy tłómaczył w ten sposób podobne braki. Pan Berthier idzie szukać tego czeku pomiędzy dowodami wypłaconych sum, zachowanemi w biurze. I znajduje go, jako wydany na imię pan de Montboron, który go złożył w banku Kredytowym Departamen-