Był jakiś tragiczny kontrast pomiędzy wesołością młodego hulaki, a srogim niepokojem jego ojca i brata.
Ta piosneczka, niepewny chód, długie szukanie klamki u drzwi — wszystko to dowodziło stanu, w jakim Antoni powracał.
Powracał tak późno z obiadu długo trwającego, a zakończonego wesoło wizytą, u pani Anieli d’Aray, zkąd trzeba było zmykać przed północą ażeby zostawić wolne miejsce dla urzędowego opiekuna...
Jan spojrzał pytająco na ojca, czy zawołać Antoniego?
Profesor skinął głową i Jan wyszedł na korytarz, gdzie się natychmiast mógł przekonać, z jak lekkiem sercem fałszerz dźwigał ten „ciężar sumienia”, o którym mówił profesor.
Światło padające z drzwi gabinetu ojca oświetliło postać młodzieńca, który w cylindrze zsuniętym na tył głowy, w rozpiętym paltocie, z przekrzywionym na bok wspaniałym krawatem, trzymał w zębach napół zagasłe cygaro.
Nie był on jednak do tego stopnia pijany, żeby go nie miało zadziwić wyjście na jego spotkanie młodszego brata, a więcej jeszcze wyraz twarzy Ja na, który nie mógł nad sobą z zapanować i powiedział cicho, lecz z wyrazem oburzenia:
Ojciec chce się z tobą rozmówić i to zaraz...
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/189
Ta strona została przepisana.