Było to dla niego prawdziwem szczęściem takie objaśnienie!
Ojciec opowiadał o niespodziewanym powrocie pana La Croix, o skonstatowaniu brakujących pięciu tysięcy franków w jego depozycie, o śledztwie przeprowadzonem przez pana Berthier, o jego przypuszczeniach, o odkryciu wreszcie strasznej i niezbitej wskazówki — różnicy pomiędzy księgą czeków w banku a książeczką czekową, będącą w ręku pana La Croix, którą on sam, Antoni, miał polecone ostemplować.
W miarę, jak profesor mówił, siła faktów przekonywała nawet jego.
Niepokój, stłumiony przez chwilę śmiałem zachowaniem się winowajcy, szarpał znowu sercem ojca...
Ten sam bolesny akcent, z jakim opowiadał Janowi, jeszcze boleśniej teraz brzmiał w jego głosie, gdy skończył ten akt oskarżenia, sformułowany przez zwierzchnika, którego słowa powtarzał, nie chcąc im uwierzyć.
— Wiesz teraz jaki okropny zarzut cięży na tobie. Ach! dowiedź mi, żeś tego nie uczynił, dziecko moje, dowiedź mi!
— O to najłatwiej — odpowiedział Antoni, który słuchając ojca skupił się w sobie.
Ani jeden muskuł jego twarzy nie drgnął.
Jan patrząc na to, poraz pierwszy uświadomił sobie całą głębię zepsucia, jakie jad rozpusty i próżności wprowadził do duszy brata.
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/193
Ta strona została przepisana.