Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/195

Ta strona została przepisana.

pośpiechu, kiedy jeden z nas robi taką kopię, kolega mu dyktuje. I ja też regulując rachunek pana La Croix w jego książeczce czekowej, zrobiłem tak samo. Mój kolega obliczał cyfry, dyktował mi je, a ja pisałem. I to byłbym powiedział panu Berthier, gdyby był rozmówił się ze mną... Wytłómaczę mu to jutro... Nie obawiaj się, będę grzeczny... Ale nie możesz mi zabronić, żebym mu nie wymówił tego, że zawinił brakiem taktu. Nie dziwi mnie to u takiego słonia... Oto i wszystko, mój ojcze, daję ci na to słowo! Czy mi wierzysz?
— Wierzę ci — odpowiedział ojciec — wierzę...
I zwracając się do młodszego syna, zapytał:
— Mój Janie! Jakim sposobem nie przyszło nam to na myśl? To przecież takie proste! Ach! jaki ciężar spadł mi z serca!
I położył rękę na piersiach.
— Monneron fałszerzem — Monneron złodziejem! Powiedziałem ci odrazu — zwrócił się do Jana — że to niemożliwe... Widzisz, mój drogi — przemówił z kolei do Antoniego, a jego profesorskie nawyknienia nauczania z katedry słuchaczów, uwydatniły się w tej przemowie tak dziwacznie zastosowanej. — Widzisz sam teraz, jak dokładnym należy być w najdrobniejszych szczegółach... Bo przecież zamiast zapytać ciebie — co byłbyś wolał — lub też zamiast przyjść tutaj, co sam wolał uczynić — pan Berthier mógł był oddać sfałszowaną książeczkę do policyi. Wyobraź sobie tylko! Ty aresztowany! nasze nazwisko włó-