— A fałszerstwo? — zawołał Jan doprowadzony do ostateczności obelżywą czelnością brata. — Tak! fałszerstwo? Bo chociażbyś był oddał te pięć tysięcy, jak oddałeś tamte, niemniej jednak jesteś po trzykroć fałszerzem. Co mówię? Po pięćkroć. Jeżeli policzymy tamte dwa czeki, podpisane nazwiskiem Montberona, które do ciebie nie należy. I zdaje się, jak gdybyś nie rozumiał, że sfałszowanie czyjegoś podpisu na bankowych dowodach prowadzi na galery... A gdybyś był je stracił=te pieniądze? Gdyby twoja spekulacya nie udała się? Nie idźmy nawet tak daleko. Gdyby pan Berthier jutro, kiedy przyjdziesz zwrócić mu wzięte pieniądze — oskarżył cię przed sądem, że pofałszowałeś powierzone ci księgi rachunkowe. Bo to przecież jest fałszerstwo ksiąg handlowych, a to także prowadzi na galery! Rozumiesz? na galery!
— Pan Berthier mnie nie oskarży — przerwał żywo Antoni. — Nie może tego uczynić. Straciłby posadę. On odpowiada za swoje biuro... Co zaś się tyczy moich spekulacyi, były one zupełnie pewne; czy mam ci to powtarzać po dwadzieścia razy? Pewne tak, jak pewnem jest, że teraz przed tobą stoję.
Obrałem sposób nieprawidłowy, przyznaję. Ale nie miałem wyboru... Gdyby mi się drugi raz zdarzyła sposobność, zrobiłbym to samo. Ja nie jestem taki, jak on — dodał, wskazując na fotografię profesora, zawieszoną na ścianie — ani taki, jak ty. Ja nie jestem „szlachetną duszą”, nie zadowalam się pięknie brzmiącemi słówkami. Mam już dosyć mego stano-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/201
Ta strona została przepisana.