Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/202

Ta strona została przepisana.

wiska w społeczeństwie i nie chcę stać, jak nędzarz pode drzwiami restauracyi i wąchać zapachy potraw, które inni zjadają. Ja chcę należeć do tych innych! — chcę wejść do sali — chcę zasiąść przy stole — jeść te dobre rzeczy, które się smażą tam w kuchni. Odkąd zacząłem rozumieć ludzką mowę, gadają mi o demokracyi, o równości, o prawach, jakie wszyscy mają do wszystkiego! A potem, gdy przychodzi do praktyki, ta równość ogranicza się do brudnego świstka papieru, który się wrzuca do urny wyborczej! Ojciec jeszcze dziś rano częstował mnie temi bredniami. Sam byłeś świadkiem tego. Ale ja sobie kpię z tego światka! Ja jestem poprostu hulaka i karyerowicz, i dojdę do celu — mniejsza o to, jaką drogą, ale dojdę!... To jedno było dobrego w naszem wychowaniu, że nie nadziewali nam mózgów żadnemi bajkami, szczególnie o przyszłem życiu. Wiemy dobrze, że jedno jest tylko życie, tu na ziemi. Tobie podoba się partolić to życie z buntownikami ze Związku Tołstojowskiego. A ja chcę żyć krótko, ale wesoło, podług zasad, które mi dogadzają. Rozumiesz więc dobrze, że nie było czego wahać się z napisaniem tych siedmiu głupich liter: L, A, C, R, O, I, X, na skrawku papieru, dla wydobycia się z tego bigosu. Wybebeszyłem się już teraz do samego dna przed tobą. Myśl sobie o mnie, co chcesz, tylko mnie nie częstuj morałami. Prowadzę mój samochód tak, jak mi się podoba. Zahaczyłem się po drodze... Tem gorzej dla mnie! Ale odczepię się, bądź spokojny! A teraz — dobrej nocy!...