Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Wyciągnął rękę do brata. Ale Jan włożył ręce do kieszeni i potrząsając głową, odpowiedział brutalnie:
— Nie!
— Nie? — powtórzył Antoni. — Jak ci się podoba! Ale proszę, pozwól mi już iść spać, bo jestem zmęczony...
— Czy wiesz, że to wszystko, coś mi powiedział, jest ohydne! — przemówił Jan — i że, jeżeli naprawdę tak myślisz, to jesteś poprostu łajdak — wstrętny łajdak!
— Powiedziałem ci już, że nie lubię, żeby mnie kto nudził morałami! — odpowiedział Antoni, którego, pomimo zimnej krwi, gniew zaczynał ogarniać.
Z, oczu strzeliło mu coś niegodziwego, gdy dodał:
— Widzisz, o ile ja jestem szlachetniejszy od ciebie... Nie będę ci robił żadnych wymówek tego dnia, gdy pójdziesz do kościoła wywiesić język przed Panem Bogiem, dlatego, żeby się ożenić z katoliczką i z jej posagiem — z panną Ferrand — naprzykład. Może wtedy będziesz mi wdzięczny, że stanę pomiędzy ojcem a tobą. Bądź spokojny — stanę pomiędzy wami. Ja jestem dobry facet. Będę ci pomagał w twoich sprawach. A tymczasem dobranoc!
Jakim sposobem ten niebezpieczny chłopiec, tak pochłonięty napozór swojemi rozrywkami, odkrył tajemnicę sercową brata? Jan nawet nie zadał sobie tego pytania, tak był zmieszany tą brutalną alu-