Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/212

Ta strona została przepisana.

trzeba było Antoniemu? Dziś był pierwszy listopada. Dziś rano Aniela musiała otrzymać te pieniądze... Wybraniec jej serca wyobraził sobie scenę upokarzającego wyznania z wyrazistością, która mu dała przedsmak tej goryczy, i duma jego zbuntowała się.
— Nie! nie! — powtórzył.
Był tak wzburzony, że wstał, zaczął chodzić po pokoju, jak zwierz zamknięty w klatce, szukający wyjścia.
— Nie! To — nie! A przynajmniej nie teraz, nie popróbowawszy gdzieindziej. Ale gdzie?
Tak — gdzie? Napróżno zadawał sobie to okrutne pytanie, nie mógł znaleźć na nie odpowiedzi, któraby mu wskazała możliwe wyjście. Mnóstwo projektów przesunęło się przez jego myśli: iść do pana La Croix, wyznać mu wszystko, i prosić, żeby nie podał skargi? A gdyby go kazał na miejscu uwięzić? Błagać pana Berthier o zwłokę dwudziesto czterogodzinną? A czy przez te dwadzieścia cztery godziny uda mu się znależć jaki sposób? Iść do szulerni, zaraz, z pozostałemi siedmiuset frankami. Ograbią go tam... Zanieść od samego rana swoje klejnociki do lombardu razem z klejnotami matki? To wszystko nie wystarczyłoby na pięć tysięcy! Wśród tych namyślań Antoni miał tylko siebie na myśli. Żaden wyrzut sumienia nie odzywał się wśród jego srogiego, samolubnego niepokoju. Zapomniał już o boleści ojca, nie myślał o zmartwieniu, jakie sprawi matce. I ten dziki egoizm, tak samo, jak złudzenia profe-