Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/217

Ta strona została przepisana.

— Co się stało? Słyszałam, żeś wrócił koło północy, a, potem ciągłe przetwieranie i zamykanie drzwi i rozmowę... Jan i ty nie daliście mi spać, a teraz czego odemnie chcesz?
Jej ładna twarzyczka, taka chmurna zazwyczaj, miała w tej chwili wyraz niecierpliwy i bolesny raczej, niż gniewny, wyraz twarzy kogoś, kto cierpi, i kogo w tem cierpieniu podrażniła nagle jakaś nieprzyjemność. Delikatne jej rysy wydawały się twardsze w bladości, którą uwydatniała jeszcze jaskrawa czerwień flanelowego peniuaru, niepodobnego wcale do miękkich i błyskotliwych tunik panny Anieli. Gruby, czarny warkocz owinięty miała wokoło cienkiej szyi, a białemi, drobnemi ząbkami gryzła nerwowo koniec obsadki pióra, nie patrząc nawet na brata.
Antoni usunął się na krzesło w postawie zgnębionej, co miało być prologiem do nowej komedyi, którą zamierzał odegrać. Nie mówił nic, a to milczenie było tak niezwykłe w połączeniu z niemniej niezwykłemi odwiedzinami o tej porze, że Julia musiała się zadziwić.
Ze wzrastającem zaciekawieniem zwróciła ku niemu czarne oczy, w których mignął niepokój i powtórzyła zadane przed chwilą pytanie głosem lekko wzruszonym, tak dalece znaczący był wyraz twarzy gościa:
— Co się stało? Masz taką dziwną minę. Można przypuścić jakieś nieszczęście?
— Tak — odpowiedział Antoni — stało się nie-