Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/233

Ta strona została przepisana.

baczy się z Rumesnilem. Czy w jednym razie, czy w drugim, pewny był, że dostanie pieniądze.
Ta pewność przyniosła mu tę jednę korzyść, że spotkawszy się z ojcem przy śniadaniu powiedział mu dzień dobry ze względnym spokojem, w którym profesor widział nowy dowód niewinności syna.
Nie śmiałby o niej powątpiewać bez wyrzutu sumienia!
Jedynem przypomnieniem strasznej rozmowy w nocy były te słowa, które wyrzekł do oszusta, wyprowadziwszy go na chwilę z jadalni do swego gabinetu:
— Zapowiedz panu Berthier, że będę u niego o drugiej. Chcę mu podziękować i prosić go o pobłażenie dla tego nieszczęśliwego, którego będziesz musiał wymienić. Powiedz mu, że dziś rano zatrzymują mnie w domu dwie lekcye. Ale ty bądź na miejscu w chwili otwarcia biura. Każda minuta, która upływa przed twojem usprawiedliwieniem, jest jakby plamą błota, padającego na nasze nazwisko. Nie mogłem spać całą noc. Ale nadewszystko nie mów nic matce! Onaby to odchorowała...
Ślady bezsennej nocy były aż nadto widoczne na wynędzniałej twarzy poczciwca, gdy zasiadł do stołu, ażeby według zwyczaju wypić pół filiżanki kawy czarnej, w której maczał rogalik.
Skromny ten posiłek miał mu wystarczyć do południa, przy dwóch godzinach wykładów i jednej lekcyi prywatnej w przerwie pomiędzy niemi.