Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/240

Ta strona została przepisana.

ła się z ojcem? Antoni miał słuszność, Barantin pożyczyłby mu te pięć tysięcy. Ale trzebaby je oddać... Ojciec musiałby pracować jeszcze więcej! Ach! niech lepiej pracuje, bylebyśmy nie zawdzięczali tych pieniędzy Rumesnilowi! Przecież to nasz ojciec i odpowiedzialny za to, co się stało...
Zaledwie ta myśl przesunęła się jej przez głowę, gdy sumienie z okrutną surowością dało jej uczuć całą niesprawiedliwość tego zarzutu...
Czyż to było istotnie winą niezamożnego urzędnika, że przekazał swoim dzieciom taki rodzaj usposobienia, nie dając im jednocześnie warunków, w którychby ich dusze mogły się rozwijać zdrowo i szczęśliwie?... I czy on sam miał takie warunki?
W czasach pierwszej miłości ileż razy ona i Jan, ściśle z sobą wówczas złączeni, zastanawiali się nad charakterami rodziców i dochodzili zawsze do tych samych zarzutów i do tego samego rozgrzeszenia, że ojciec postawił całą rodzimę w niesprzyjających warunkach, ale, że to nie było jego winą.
Robił, co mógł. Ale on tego nie rozumie...
Te słowa Jana przypomniały się teraz Julii, przywodząc jej na myśl tego brata, tak różniącego się od tamtych. Odsunęła się teraz od niego z powodu właśnie tej odrębności, i dlatego, że w chwilach pokusy obawiała się tego, co nazywała jego pedanteryą... A jednak, jeżeli ktokolwiek mógłby jej dopomódz w tej chwili, to tylko on!
Dlaczego ja wcześniej o nim nie pomyślałam? — zadziwiła się.