Niema ich? powtórzył Jan. — To być nie może!
— A jednak tak jest — mówiła dalej siostra. — Dziś w nocy, rozstawszy się z tobą, przyszedł do mnie i błagał mnie, żebym...
Przerwała. Nie mogła — nawet dla przekonania Jana — wymówić nazwiska Rumesnila...
— Błagał cię — o co? — nalegał Jan. — Dokończ...
— Żebym mu pomogła do dostania pieniędzy... dokończyła. — Nie pytaj mnie, w jaki sposób. Był jak oszalały. Powtarzał tylko: „więzienie, sąd, galery!” A w tej chwili ugania się po mieście, szukając tych pięciu tysięcy. Gdybym się dowiedziała, że zabił kogo dla ich zdobycia, nie zadziwiłabym się. Jest w położeniu bez wyjścia. Przypomnij sobie zbrodnie, o jakich codzień czytamy. W taki sam sposób zaczynali wszyscy. Jest on na drodze, do zbrodni, upewniam cię, Janie! Wierz mi, mój bracie! Ach! jeżeli mi nie uwierzysz, będziesz tego może żałował całe życie!...
— Wierzę ci — odpowiedział Jan, któremu się udzielił niepokój siostry.
I zawołał z rozpaczą:
— Ale czemu nie powiedział mi prawdy? Byłbym pomyślał... Byłbym się postarał...
— Byłeś dla niego zanadto surowy — odrzekła Julia z naciskiem, który Jan później sobie przypomniał. — A zanadto surowym nie trzeba być nigdy, jeżeli się żąda szczerości. To przecież twój starszy brat. Był wobec ciebie tak upokorzony. Myślał, że
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/244
Ta strona została przepisana.