Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/247

Ta strona została przepisana.

dzień, jak dzisiejszy, nawet w nudnych obowiązkach rzemieślniczych przynosi mu ona ukojenie. Gdyby jednak wiedział o wszystkiem, nie byłoby już dla niego pociechy. A gdyby pozbawić go tego, cóż mu pozostanie? Ach, trzeba taić przed nim wszystko, co tylko można... Julia ma słuszność. Odzyskałem ją przed chwilą taką, jaką była dawniej. Ale od kogo chciał on zażądać pieniędzy, ten nędznik? A!... Nie! Tegoby chyba nie mógł uczynić. Toby już była za wielka podłość.
Podejrzenie, nurtujące go oddawna, co do stosunku siostry z Rumesnilem, naprowadziło go na ohydne plany Antoniego. Samo przypuszczenie podobnie nikczemnego łotrowstwa wstrząsnęło do głębi jego wrażliwą duszą, podobną do duszy ojca tym samym lękiem wobec swojej rzeczywistości i cofaniem się przed nią. Odepchnął to przypuszczenie całą siłą energii, do jakiej był zdolny.
Ale to wystarczyło do zwrócenia jego myśli w inną stronę. Wyobraził sobie tego, do którego jechał z prośbą o pożyczenie znacznej sumy, wyobrażał go sobie takim, jakim był wczoraj, gdy rozmowa skierowała się na Ademara. Ten serdeczny uścisk Crémieux-Daxa na samym progu Związku Tołstojowkiego przyszedł Janowi na pamięć i ten wyraz politowania w jego oczach. Widocznie Salomon wiedział lub podejrzewał jego siostrę i kolegę o coś, czego on sam, nie wiedział.
Przenikliwa domyślność Crémieux-Daxa, z którym jego stosunek układał się tak dziwnie: raz jak