Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/25

Ta strona została przepisana.

ści, twarz jej zdradzała ten nadmiar — anomalię raczej — wykształcenia.
Z rysami klasycznemi, prawie regularnemi, była więcej piękną, niż ładną. Usta, choć tak młode, miały wyraz zbyt poważny, równie jak wejrzenie oczu, choć tak bardzo błękitnych.
Była wysoka, główkę miała małą, uwieńczoną wspaniałemi, jasnemi włosami. Cera jej jasna, niemal przezroczysta, bladła i rumieniła się za najlżejszem wzruszeniem, co dowodziło wielkiej i głębokiej wrażliwości w tej istocie wtajemniczonej przedwcześnie w teorye psychologii i metafizyki.
Obie te właściwości jej usposobienia, zbyt rozważnego i zbyt wrażliwego zarazem, można było poznać z rozmowy, jaką rozpoczęła z ojcem tego samego rana, wychodząc z domu siostry, która nie nie wiedziała o zamiarach ojca. Zaledwie pożegnawszy się z nią, Brygida zapytała:
— Czy jesteś ze mnie zadowolony, ojcze? Przyrzekłam tydzień temu, że nie będę wspominać o panu Monneron i że będę spokojna. Poraz pierwszy dziś wymówiłam jego nazwisko, i byłam spokojna — bardzo spokojna. I dziś jestem spokojna. Prosiłam matkę, żeby się wstawiła za mną i żeby wszystko poszło tak, jak pragnę... I zdaje mi się, że otrzymałam od niej obietnicę... Ach! mój ojcze! jak ja się lituję nad tymi, którzy nie mają wiary! Jakże oni mogą żyć bez swoich umarłych? A nie żyć z umarłymi, to znaczy nie mieć rodziny. I kiedy pomyślę, że on do tej