Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/264

Ta strona została przepisana.

— Nie mam powodu przysięgać — odpowiedziała jeszcze posępniej i nieufniej. — Takich osób może być dwadzieścia, począwszy od jego kochanki — bo zdaje się, że popełnił tę kradzież dla kobiety — a skończywszy na kolegach z knajpy i szulerni, nie mówiąc już o lichwiarzach... O tem tylko nie wątpię, że dla zdobycia tych pieniędzy popełnił jakąś podłość. Jaką? Nie wiem i pragnę nie wiedzieć nigdy. Będzie to przynajmniej dowodem, że nie popełnił nowego fałszerstwa dla zatarcia śladów dawnego, ani nowej kradzieży dla zmazania oszustwa... A teraz — zakończyła, kładąc rękę na sercu i siadając napowrót — zostaw mnie samą, dobrze? Wzruszenia dzisiejszej nocy i rana wyczerpały moje siły. Muszę odpocząć przed śniadaniem, jeżeli chcesz, ażeby ojciec przy stole nie dojrzał naszego wzburzenia. Obudziłoby to w nim podejrzenie... Biedny ojciec! Jego spokój, to rzecz najważniejsza, o ile możemy go ochronić!
To odwołanie się do uczucia najsilniejszego w sercu brata, poparte było tak bolesnym wyrazem jej wynędzniałej twarzy, że młodzieniec usłuchał niezwłocznie, ale wyszedł, drżąc mimowoli. Po raz pierwszy wspomnienie ojca nie uspokoiło burzy szalejącej w jego duszy.
Pragnął on teraz prawdy, jak zgłodniały i spragniony łaknie pokarmu i napoju.
Ten początek buntu przeciwko ojcu wzmógł się jeszcze na widok profesora, wchodzącego z twarzą wypogodzoną, bez śladu nocnej troski, a trzymającego w ręce arkusik papieru. Był to list pana Ber-