Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/269

Ta strona została przepisana.

nia, ażeby postąpić względem mnie jak najuczciwiej, i wczoraj i dziś? Czy potrzebowałem odwoływać się do czegoś więcej, jak do sumienia twego brata, gdym go upomniał, ażeby zachował w tajemnicy nazwisko nieszczęśliwego kolegi, który chciał go skompromitować dla zatarcia swojej winy? Trzeba wierzyć w ludzi, mój synu. To jest prawdziwa religia i prawdziwa ewangelia. Tak, wierzyć w ludzi, w każdego człowieka, dopóki się nie przekonamy, że na to nie zasługuje. Widziałeś jaki byłem nieszczęśliwy wczoraj po rozmowie z panem Berthier. A co mi dodało sił? Zaufanie, jakie mam do natury ludzkiej, nic więcej. Wiedziałem, że twój brat, otrzymawszy takie wychowanie, mając takie przykłady, nie mógł dopuścić się hańbiącego czynu. I sam dziś widzisz. że miałem słuszność...
— Jego spokój to rzecz najważniejsza! pomyślał Jan po wyjściu ojca, powtarzając z niewymownym smutkiem słowa wyrzeczone przez siostrę. — Tak! niech ma ten spokój! Ale my płacimy zato zbyt drogo!...
Ten spokój profesora wpośród straszliwych tajemnie, kryjących się pod pozorną dobrodusznością życia rodzinnego, czynił wrażenie złowrogie, jak chodzenie lunatyka po dachach, nad brzegiem przopaści.
Nie można było pozwolić, żeby dług, który Antoni zaciągnął może w sposób niesumienny, pozostał niezapłacony, kiedy brat ma w ręku sumę potrzebną na jego uregulowanie. Niemożliwem było i to, żeby — podejrzewając siostrę o miłosny stosunek ze swoim