Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/271

Ta strona została przepisana.

się nie dosłyszeć słów ojca i matki, a to mimowolne roztargnienie sprowadziło na niego w chwili, gdy wstawali od stołu, jednę z tych cierpkich uwag matki, jakiemi tak często raniła serce syna, którego usposobienie zawsze jej się nie podobało. Spostrzegała ona w nim często skomplikowane zmiany natroju, niezromiałe dla jej południowej prostoduszności:
— Jak się ożenisz, mój biedny chłopcze, życzę ci, żebyś „dostał żonę z dobrym charakterem. Robisz się coraz bardziej nieokrzesany. Mówić do ciebie, nie odpowiadasz. Podawać ci co, nie podziękujesz nawet. Czemu nie bierzesz przykładu z Antoniego, który jest dla wszystkich miły? Zawiele o sobie trzymasz i nie chcesz sobie zadawać przymusu! Nie rozumiem, w kogo się wdałeś. Ojciec jest uczeńszy od ciebie, a jednak rozmawia! Przyjemność słuchać, jak mówi... Twój dziadek, Granier, o! ten miał humor! A ty podobny jesteś do kolczastych krzewów, których u nas pełno, kłujących na wszystkie strony, same kolce. Niewiadome, jak się zbliżyć!...
— I to tak ona sądzi wszystko! — myślał Jan w parę minut później, schodząc ze schodów.
Profesor zatopił się w dziennikach, których nie dało mu dokończyć rano najpierw strapienie — dopóki nie dostał listu Jana Berthier — a następnie lekcya. Teraz poił się chciwie codzienną trucizną rewolucyjnych sofizmatów i nie zwrócił nawet uwagi na zaczepne słowa żony, jakby był odurzony haszyszem, Kacperek zaśmiał się szyderczo, kontent, że starszemu bratu „stara dała kapelusz.“ Takiem wyrażeniem określił on to zajście. Julii nie było w salonie, bo zaraz po śniadaniu odeszła do swego pokoju. Dziwna