chu stanu, przy głosowaniu powszechnem, wywołanem przez Boulangera i ostatnio w wiadomej sprawie[1], nie zadawalnia się zwalczaniem swoich przeciwników. Uważa ich za istoty niższego rzędu. Niedość mu zgnieść ich, nie przebierając w środkach, ze zdumiewającym u niego brakiem wszelkich skrupułów, bo Monneron typowy jest pod innemi względami hasłem delikatności. Pagardza nimi — tymi przeciwnikami i to najzupełniej. szczerze — jak prostymi złoczyńcami i traktuje ich, jak złoczyńców, bez wahania i bez wyrzutów sumienia.
On sam tylko posiada wyłączny przywilej uczciwości w polityce. I to właśnie przekonanie tłómaczy, czemu dla tej sekty uczciwych obłąkańców nie istnieje doświadczenie. Dlaczego nigdy im się nie udało i nie uda się nigdy stworzyć i utrzymać rządu. Zdolni są oni tylko do tyranizowania. Karą ich jest tu łatwość, z jaką wywodzą ich w pole obłudnicy, udający, że wyznają te same, co oni, przekonania. Niezdolni są do sprawiedliwego osądzenia tych, którzy myślą lub udają, że myślą, jak oni.
Antoni znał dobrze tę słabą stronę ojca i szydził z niej czasami, ale nie dzisiejszego wieczora. Dziś trzeba było być synem cnotliwym, więc republikaninem, a naiwny profesor zawsze dał się na to wziąć.
Kochanek Anieli d’Aray, Montboron z knajp bulwarowych, fałszerz z banku. Nortiera, szantażysta z ulicy Varenne kiwał głową potakująco.
- ↑ Dreyfusa.
(Przyp. tł.)