i w chwilach rozmysłu odgadywała złowrogą prawdę. Sądziła, że się oddaje RE a stała się pastwą rozpustnika już przesyconego, dla którego stosunek z nią, niepodobny do innych, miał smak szczerości. Ta istotka inteligentna, szczupła drobna, jak średniowieczne posążki, uczona jak student, a naiwna jak mniszka, z umysłem skażonym a z ciałem i sercem nieskalanem, buntująca się przeciw porządkowi społecznemu, nęcona jak dziecko przez wszystko, co migoce i błyszczy, drażniła zmysły młodego panka.
Niestety! To mieszkanie na ulicy d’Estrées, z podniszczonemi czerwonego koloru obiciami i firankami, ze śladami zużycia na meblach, zdradzało już całe lata istnienia. Zdradzało wspomnienie tylu innych kobiet, które wchodziły drżące do tej samej sieni, zkąd drzwi na lewo prowadziły do małego przedpokoju, wyłożonego dywanem i prawie ciemnego...
Kto one były, te kobiety?
Ileż razy Julia zadawała sobie to pytanie, idąc do tego zagadkowego domu! Ale nigdy jeszcze z takim gorączkowym niepokojem, jak tego wtorku, w cztery dni po strasznych zajściach z obu braćmi, których następstwem było jej przyjście tu, przez nią samą naznaczone.
Ktoby ją był spotkał tego popołudnia, nie przypuściby nigdy, że dąży na schadzkę miłosną, tak dalece jej delikatna twarzyczka, wymizerowana skutkiem niepokoju, zaprzeczała podobnym posądzeniom...
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/301
Ta strona została przepisana.