Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/306

Ta strona została przepisana.

ażeby nie dowierzał kochance, bo znał ją dobrze — ale dlatego, że lękał się, ażeby ten niebezpieczny braciszek, o którym zawsze miał nieosobliwe wyobrażenie, a który — jak się teraz przekonał — zdolny był do zbrodni, nie zaczął, zachęcony pierwszem powodzeniem, wykonywać na siostrze ciągłego szantażu, a przez siostrę i na nim samym, Rumesnilu.
Postanowił więc przyjąć Julię trochę zimno.
Ale namiętne uniesienie dziewczyny, jej dzika gwadtowność, z jaką porwała go w objęcia, jej pocałunki i łzy, wszystko to dbwodziło, że „ważna nowina”, o której wspominał telegram, odnosiła się do czegoś zgoła innego, niż sprawy pieniężne...
Co się stało?
Ademar miał niezupełnie czyste sumienie na jednym punkcie.
Od talku tygodni zaczynał być znużony Julią i jego bytność w zamku pod Malesherbes miała na celu nie tyle bażanty, ile pewną osobę z jego świata, okazującą gotowość do „wyróżnienia” go, jakby się wyraził którykolwiek z Rumesnilów z przed stu pięćdziesięciu lat, do których potomek ich był tak bardzo podobny pod wielu względami.
Czy podobna, ażeby przeczuła ten drobny początek sprzeniewierzenia?
Rozsądek rozpustnika odpowiadał „nie”, ale doświadczenie co do nieobliczonych zawikłań w stosuukach miłosnych przejmowało go nieokreśloną obawą, którą jednak szczerość Julii rozwiała odrazu.
Odzyskawszy panowanie nad sobą, poskromiła wzruszenie i zapytała głosem jeszcze stłumionym od płaczu: