— Mój drogi! wiem, że Antoni był u ciebie rano przed twoim wyjazdem. Wiem, że potrzebował znacznej sumy, i to zaraz: pięć tysięcy franków. Widzisz, że wiem wszystko. Dałeś mu te pieniądze. Nieprawdaż?
— Jeżeli wiesz o tem, poco mnie pytasz? — odparł Rumesnil.
Rozpoczęcie rozmowy o tym przedmiocie zmieszało go i powróciło mu trochę nieufności.
— Bo chciałam cię upewnić, że nie miałam żadnego udziału w tym jego postępku, a obawiam się, czy nieszczęśliwy nie zasłonił się mojem imieniem. Jakim sposobem domyślił się naszego stosunku? Nie wiem. Ale wie o tem. Utrzymuje, że nas widywał na ulicy, chodzących sam na sam, że poznał twoje pismo, choć zmienione, na kopertach listów do mnie adresowanych... Mniejsza o to zresztą. O to mi tylko idzie, co ci powiedział. Odpowiedz mi szczerze.
Czy mówił, że to ja go przysyłam?
— Nie mówmy o tem — odparł Rumesnil.
— Mówił to, czy nie? — nalegała Julia.
— No! tak... Mówił...
— I uwierzyłeś mu?
— Pamiętałem, że to twój brat — odrzekł Rumesnil, całując rękę kochanki — i oddałem mu tę przysługę...
Naleganie Julii wzbudziło w nim posądzenie, że była nieostrożna z Antonim.
Nie przychodziła teraz z nowem żądaniem. Przychodziła się usprawiedliwić, a przez te same sentymen talne skrupuły, które pochlebiały jego próżności, nieŚ
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/307
Ta strona została przepisana.