Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/311

Ta strona została przepisana.

potrzebowała. Przyciągnął ją do siebie. Jak dalece machinalną i niewyraźną była ta litość, jak połączoną ze wstrętnemi myślami, nieszczęśliwa miała przekonać się później, przechodząc w myśli wszystkie chwile tej rozmowy! Na razie skądżeby się zdobyła na odwagę obserwowania i analizowania kochanka? Zkąd miała zaczerpnąć sił do oparcia się w tej chwili rozpaczy podszeptom tego, kto był dla niej jedyną nadzieją — a kto jej teraz mówił:
— Nie od dziś dopiero przyszło ci to na myśl?
A gdy odpowiedziała cichutko:
— Już od kilku tygodni...
— Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej! — zapytał — Ale nie możemy nic postanowić, dopóki nie będzie pewności, że się nie mylisz... Dowiemy się o tem, bylebyś mi zaufała... To najważniejsze. Przyrzekasz, że mi zaufasz?
— Gdybym ci nie ufała, czyż byłabym tutaj? — westchnęła, opierając głowę na ramieniu kusiciela, w którego słowach jej dusza zbłąkana, lecz pełna prostoty, nie domyślała się złowrogiej rady.
Złudzona tą udaną słodyczą, wierząc, że kochanek podziela jej wzruszenie, westchnęła:
— Ach! gdybym mogła się odważyć!...
I dodała błagalnie:
— Jeżeli mamy mieć dziecię, czyż pezwolimy mu przyjść na świat bez prawa do nazwiska ojca:
Czy nie zostanę twoją żoną — twoją prawdziwą żoną?...
— Gdybym był sam na świecie, niezależny od nikogo, byłabyś już moją żoną — odpowiedział Rumesnil.