Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Oddawna spodziewał się tej prośby i zawczasu przygotował sobie odpowiedź. Drżące słowa dziewczyny były tak pokorne, zdradzały takie upragnienie jawnego szczęścia, domagały się praw tak jej należnych, że jednak wzruszyły jakieś tajemne struny tej duszy samolubnej podwójnie — samolubstwem człowieka próżnego i rozpustnika. Rumesnil następne słowa wymówił z pewnym wyrzutem sumienia:
— Wiesz, że matka ma tylko mnie jednego. Nie chcę się żenić bez jej zezwolenia.. Próbowałem Ją przygotować do tego.!. Ale ma ona swoje przesądy... Daj mi trochę czasu... Powtarzam ci raz jeszcze: zaufaj mi...
Mówił — a ona wpatrywała się w niego niemal z zachwytem, tak dalece hypnotyzowała ją jego obecność, do tego stopnia — że mu była wdzięczna za te mniemane usiłowania, jak gdyby dał jej stanowcze przyrzeczenie!
Nigdy jeszcze Rumesnil nie czuł tak żywo swojej nieuczciwości w stosunku z tą dziewczyną, którą uwiódł, trochę przez wrodzoną przewrotność, trochę przez próżność, a najwięcej przez lekkomyślność... Czy dla pozbycia się tego wyrzutu, czy dla powstrzymania się na niebezpiecznej drodze, czy dlatego, że w zmęczonej postaci Julii był jakiś posępny urok, działający mu na zmysły, czy też mając zamiar nakłonić ją do czynu, przeciw któremu przewidywał jej opór, chciał jej dowieść przewagi swojej woli nad jej wolą? Dość, że ta kłamliwa opowieść o przeszkodach do małżeństwa, o którem nigdy naprawdę nie myślał, zakończyła się pieszczotami, łamiącemi opór Juli. Chciał ją pociągnąć do pokoju przy-