biecą? A teraz wracała od niego, dawszy się pociągnąć na samą krawędź otchłani upojeń zmysłowych, wśród których wola taje, jak wosk na ogniu, i pozwoliła mu wypowiedzieć tę nikczemną radę! Zdawało się jej teraz, że ją skalały te ohydne słowa — teraz, gdy już czar obecności uwodziciela przestał na nią działać — gdy już nie słyszała jego głosu, nie widziała jego twarzy, jego postaci, gdy nie oddychała tem samem, co on, powietrzem. W miarę, jak się oddalała od ulicy D’Estrées, zwiększała się w niej obawa wpływu tego kochanka, zdolnego do powzięcia tak okropnego zamiaru — wzrastała tak, że drżące nogi uginały się pod nią. Na bulwarze Inwalidów osunęła się na ławkę, a wszystko, co pomimo upadku pozostało w niej jeszcze czystego i dumnego, wybuchnęło w tym buncie przeciwko potwornej radzie, i powtarzała sobie po cichu — bez końca:
— Nie! nie uczynię tego! Nie zgodzę się na to!... Ale kto mnie przed nim obroni?
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/315
Ta strona została przepisana.