Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/325

Ta strona została przepisana.

pojęcie rzecznictwa. Kto się wda z szatańskim kusicielem w rozprawy nad tem, co zrazu wzbudzało tylko zgrozę, a teraz przedstawia się jako zadanie do rozwiązania, ten już napół przegrał sprawę.
— O ileż lepiej byłoby mi nie rodzić się wcale, jeżeli miałam dojść do tego!... — mówiła sobie Julia.
Oskarżała życie — a w tem oskarżeniu tkwiło usprawiedliwienie dla dzieła śmierci, którego myśli nie odpychała już z taką, jak przedtem, gwałtownością. Patrzyła na swoje papiery, na swoje książki, na całe to wstrętne urządzenie jej celi ciasnej, jak ciasnem było jej życie, dopóki nie weszły w nie zakazane wzruszenia, których poznania nie żałowała. Co jedno, co było najlepszego w całem jej życiu. Wstręt, jaki czuła dla matki, budziła w niej i reszta rodziny, oddzielonej od niej cienkiemi ścianami, wplątanej w jej smutny żywot. Sama myśl, żeby znów zasiąść do stołu nawprost tej matki niegodziwej i głupiej, tego zaślepionego ojca, wstrętnego brata i tego drugiego, tak nieludzko okrutnego — bo tak osądziła ona Jana — to wszystko było dla niej tak przykre, że uciekła się do sposobu, często używanego w ostatnich czasach, ilekroć, jak dziś, czuła fizyczną potrzebę milczenia i ciszy wokoło swej niedoli. Wyrwała się wysiłkiem woli z osłupienia, żeby pozamykać okienice, rozebrać łóżko i położyć się, a służącej powiedziała przez zamknięte na zasuwkę drzwi, że silna migrena nie pozwala jej przyjść do stołu. Zgasiła światło i wśród ciszy, przerywanej tylko odgłosem wchodzenia i wychodzenia służącej z jadalnego pokoju, pogrążyła się w ciemności i chło-