Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/326

Ta strona została przepisana.

dzie, poddając się zgabnym myślom — mniej zgubnym jednak, niż ta jedna myśl, która pociągała ją coraz więcej, zwolna, stopniowo! Teraz pokusa rozpętała się już z całą potęgą.
Słowa Rumesnila odzywały się w jej mózgu z przekonywającą dwuznacznością i powtarzała je, jak na ławce bulwaru Inwalidów:
— „Trzeba się pozbyć tej obawy i... Nie powinnaś zostać matką... Ktoś pewny... Wyratuję cię, jeżeli...
Teraz już się nie oburzała... Rozbierała ich znaczenie medyczne i ze złośliwem zadowoleniem powtarzała ohydny wyraz, stanowiący właściwą ich treść: „poronienie.“
Więc to ośmielił się jej proponować?!... A ona sama czego pragnęła? Nie żyć nigdy na tej ziemi. Przez jakież więc nikczemne tchórzostwo, czując i rozumiejąc to tak dokładnie, oburzała się przed chwilą na myśl oszczędzenia boleści życia — i komu? Istocie pozbawionej świadomości, zaledwie istniejącej. Jakież to nieuleczalne przesądy opanowały ją, że mogła potępić czyn, który nie zaszkodzi nikomu, chyba tylko jej samej?
Wiedziała tyle o medycynie, że mogła osądzić, na jakie niebezpieczeństwo fizyczne się naraża, może nawet śmiertelne — a o kodeksie kryminalnym dosyć, żeby zdać sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka jej groziła. Której z tych dwóch odpowiedzialności obawiała się? Ciało swoje wolno jej było narazić, bo to jej wyłączna własność. A na to drugie ryzyko, wobec prawa — dlaczegóżby się nie mogła i na nie wystawić? Co to znaczy — prawo? Kara? Cierpie-