w całym domu, wszyscy rozchodzi się do siebie, drzwi się zamykały. Ktoś — ojciec, jak Julia poznała, zatrzymał się przed drzwiami jej pokoju. Poczciwiec, u którego najszkodliwsze teorye połączone były z głęboką czułością, zawołał na swoje dziecko, pytając tkliwie o jej zdrowie, jeżeli nie śpi — a tak cicho, żeby jej nie obudzić, gdyby spała. Julia leżała nieruchomo, jakby nie słyszała. Ojciec odszedł... Cisza coraz głębsza zapanowała w całym domu, a myśli nieszczęśliwej dziewczyny dręczyły ją dalej... Najboleśniejszym dla niej był sposób, w jaki kochanek przyjął wiadomość o jej stanie. Dwoistość jej natury uwydatniała się w tem cierpieniu: spaczony był jej umysł, ale dusza prawa i wrażliwa wyrzucała Julii, że mogła słuchać zbrodniczych podszeptów kochanka. Julia cierpiała, blizka płaczu, myśląc z żalem, że on mógł jej dać podobną radę... Cierpiała, że nie odczuł radości na myśl o dziecięciu, które miał z niej mieć, dawało jej się w tej chwili, że — gdyby ją kochał — była to nieustanna skarga jej rozżalonej duszy — byłby się ucieszył tem dzieckiem, będącem ich własnością, istotą zaszczepioną na ich własnem istnieniu. Zapytywała siebie, czy nie był kłamstwem ten powód, jaki jej podawał, usprawiedliwiając się, że nie może jej dać zaraz swego nazwiska, prosił, żeby mu dała czas, upewniał, że myśli o tym związku, będącym jedynym sposobem ocalenia jej honoru... A ona mu uwierzyła szalona! Czy nakłania do tego swoją kochankę ten, kto zamierza pojąć ją za żonę? Czy naraża ją na niebezpieczeństwo ohydnego śledztwa, w razie, gdyby wypadek ujawnił zbrodnię? Czy zohydza się w ten sposób — i tu Julia była w zgodzie
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/331
Ta strona została przepisana.