Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/352

Ta strona została przepisana.

Monneron ku wielkiemu zadowoleniu tej ostatniej. Nie omieszkała ona zwrócić uwagi męża na postępowanie swego ulubieńca.
— Widzisz sam, mój drogi przyjacielu! I oni to nazywają życiem rodzinnem? Nie mogą nawet dotrwać przy stole, dopóki my nie skończymy... Ach, gdyby nie Antoni i Kacperek...
— Każde z nich czworga ma swoje zalety — odpowiedział ojciec, przerywając na chwilę czytanie i odpowiadając, jak zwykle, ze słodyczą na cierpkie uwagi swojej strasznej małżonki.
Ten prześladowca przez doktrynerstwo, był tkliwy, szlachetny i nieśmiały, gdy trzeba było brać w obronę dwoje dzieci, które kochał, wobec żony, którą także kochał.
— Julia chce zdać egzamin. O tem tylko myśl. To taka odważna dziewczynka ta mała! Chce zdobyć sobie niezależność. Przez miłość dla rodziny, bądź tego pewna. Jan zaś jest taki, jak ja. Kiedy się zajmie jaką myślą, nie już nie widzi. Dziś właśnie ma ów ksiądz przemawiać w Związku Tołstojowskim. Jan o tem tylko myśli. Żałuje już pewnie, że nie usłuchał mojej rady i że nie oparł się temu. „Czarny człowieku, zkąd przybywasz?” Béranger miał słuszność. Ale bądź spokojna, mamo, Julia i Jan mają głowę na karku i serce w porządku... Mieli w kogo się wdać...
Ojciec nie wiedział nawet, do jakiego stopnia trafnie ich osądził.
Rzeczywiście, mieli w kogo się wdać, biedacy, ale nie w tym sensie, jak on rozumiał, ten nieuleczalny optymista.