Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/36

Ta strona została przepisana.

mawiał nic nie znaczące wyrazy i uwagi o błahostkach, nastręczających się im podczas przejścia ogrodu: o nazwisku wypisanem na podstawie posągu, o wrażeniu, jakie czynią te posągi w ten dzień pochmurny, lub o znajomej postaci, spotkanej na drodze. Ten przymus, bolesny dla wszystkich, lubo nie w jednakowym stopniu — bo u Jana była to rozpacz, a u jego towarzyszów tylko niepokój ustał dopiero po wejściu do domu, kiedy Brygida odeszła, a oni dwaj zostali sami w gabinecie Ferranda. Wysoki i obszerny ten pokój, tak samo jak dziedziniec i schody, nosił na sobie ślady, że ten dom, podzielony dziś na mieszkania, w osiemnastym wieku musiał być siedliskiem rodziny mieszczańskiej, zamożnej i skromnej. Ozdoby pokoju w szlachetnym stylu, gzemsy nad oknami i nad drzwiami, kształt kominka z okalającą go ramą, miały wybitne cechy owej epoki. Cztery wielkie szafy biblioteczne, pełne ksiąg o surowej oprawie, miały to samo znamię przeszłości. W pokoju były dwa wysokie okna, wychodzące na balkon, zawieszony nad szczątkami ogrodu. Stara kopia portretu Arnauda d’Andilli była jedynym przedmiotem sztuki, ozdabiającym ten pokój, urządzony do rozmyślań, stanowiący doskonałe tło dla potężnej postaci filozofa. Wszedłszy, wskazał on uczniowi krzesło. Usiadł sam przy biurku i zapytał:
Czy przynosisz mi odpowiedź, czy też żądasz jeszcze kilku dni zwłoki?
Przynoszę odpowiedź odrzekł, Jan. — Tydzień, dwa tygodnie, nie zmieniłyby nie, bo pozostał-